piątek, 30 października 2020

Rękodzieło i przysłowia - pażdziernik

 "Szewc bez butow chodził, a czapnik bez czapki " to pierwsze z dwóch przysłów na m-c październik na blogu blogerki splocik. Ja wybrałam właśnie to przysłowie, bo zbyt często mi się zdarza, że to co zaplanuje dla siebie, muszę odkładać, odkładać, odkładać i to niekiedy na bardzo długi czas.

Dziś pokażę jedną z takich prac własnie, która czeka, aż będę miała możliwość wrócenia do niej i spokojnie bez konieczności ponownego odkładania, zakończenia pracy nad nią.

Lubię obrazki Lenarte. Wyhaftowałam  3 a może więcej,  ale nie dla siebie lecz przede wszystkim  dla wnuczek.

Od kilku lat miałam wybrany obrazek, który miał być mój i zdobić moją ścianę. Gdy spotkałam go w ofercie Aliexpressu półtora roku temu, w dodatku w promocyjnej cenie nie wahałam się ani chwili i zamówiłam. Po kilkutygodniowym okresie oczekiwań, gdy wreszcie dotarł od razu zabrałam się za jego haftowanie. Niestety jak zwykle musiałam odłożyć, bo trzeba było zrobić coś innego  z dekupażu, na szydełku, wyhaftować metryczki, zrobić karteczki, potem sezon letni i działka ( nota bene wiele z tych prac nie miałam nawet czasu pokazać na swoim blogu)  

Do haftowania powracałam co najmniej dwa razy, czego bardzo nie lubię bo wypadam z rytmu. 

Poniżej etapy, po których praca  dłużej lub krócej leżakowała, czekając na wolny czas lub moją wenę.




Ostatnia przerwa trwa dość długo, choć do skończenia pozostało tak niewiele.
Szprychy na dwóch kołach



Mam nadzieję, że jesień będzie mi sprzyjać i pomimo że dni mroczne, to wymęczony długim okresem haftowania mój obrazek skończę, wypiorę, oprawię i zawieszę na ścianie by cieszyć nim moje oczy. 

Mam jeszcze jeden zaplanowany dla siebie, nici zakupione już od pół roku czekają razem z kanwą w pogotowiu. Jest nadzieja, że może w zimowe wieczory choć zacznę. A może nawet uda mi się skończyć do wiosny. Czas pokaże.

Parafrazując przysłowie - Szewc bez butów chodzi, a "hafciarka" nie ma wymarzonego haftu na ścianie.