Tak się składa, że niedługo zostanę po raz drugi prababcią i zostałam zobowiązana do wyszydełkowania tak ostatnio popularnego kosza Mojżesza.
Zadanie nie było łatwe, bo pierwszy raz przyszło mi się zmierzyć z tak dużym projektem, a ponadto nigdy dotychczas nie wykorzystywałam w szydełkowaniu spaghetti, które nie dość, że grube to na dodatek bardzo nierówne i szydełka w rozmiarze 10 mm. Przyznam się, że pomimo, że kosz skończyłam kilka dni temu to do dziś bolą mnie ręce. Mało tego musiałam w trakcie, po dwu dniach przerwać pracę na kilka dni, bo obawiałam się, że nabawiłam się zespołu cieśni nadgarstka. Na szczęście ręce wypoczęły i mogły działać dalej. A to efekt mojej kilkudniowej pracy :
Świetna robota :-) Piękny prezent dla nowego członka rodziny
OdpowiedzUsuńSuper kosz!
OdpowiedzUsuńFajnie być prababcią i jeszcze móc zrobić taki prezent:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Ninko, tylko kilka dni? Naprawdę podziwiam, piękny kosz. Maluchowi będzie w nim dobrze
OdpowiedzUsuńMam taka nadzieję. Tym bardziej,że robiony był z sercem i empatią
UsuńCudowna rzecz.Ciężka praca ale efekt wow.Super prababcia
OdpowiedzUsuńOj faktycznie ciężka,ale ja też zadowolona jestem z efektu. Ktos powie można kupić może ładniejszy. Ale ile radości daje własne wykonanie.
OdpowiedzUsuńWspaniała robota! :)
OdpowiedzUsuńPiękny kosz i niech dobrze służy. :)
Nie dziwię się, że wystąpił ból, bo robota nie lekka, choć przyjemna ze względu na przeznaczenie.
Pozdrawiam ciepło.
Grubą włóczką źle sie dzierga, dlatego podziwiam za wytrwałość, kosz zachwyca:)
OdpowiedzUsuńSplocik,Renata miło mi że doceniacie wysiłek. Tak to całkiem inny sposob posługiwania się szydełkiem.Pracuje cała dłoń i przedramie
OdpowiedzUsuń